Po wylataniu się jak bąk w sobotę, niedziela miała być "techniczna", tym bardziej, że poranek wstał mroźny, zamglony a i prognozy nie były na 100%. Jak zwykle odpaliłem skeypa i widzę, że jednak załoga nie odpuszcza i na latanie, na Mszanie szykuje się mocna ekipa. Więc może i ja?? Nieśmiało pytam Teśkę i jest decyzja - jedziemy!
Wrzucam info na skeypa, że mam wolne miejsce no i ............ się zaczęlo:
Witold : Wacek, ty jedziesz na Mszanę ? to ja dla bezpieczeństwa na Cergową
Michał :) heheheh
Michał : dobre
Michał : niebo jest za małe na was dwóch
Witold : chyba że wprowadzimy zakaz akrobacji na Mszanie
Michał : eeee bez sensu, poprostu Cię wcześniej nie widział
Wacek: SOORKi - przepraszałem przez radio
i tak dalej i tak dalej........
Ale mają rację - po prostu poprzedniego dnia ćwiczyłem sobie " spiralki" na przedpolu. Witek, który był niżej, na początku myślał, że złapałem jakiś komin i zaczynam wykręcać, podleciał dołem. Miałem go od strony słońca i początkowo nie zauważyłem - dopiero gdy w kolejnej zwitce przeleciałem obok prawie dotykając stabila uświadomiłem sobie co zaszło :). Mądre to nie było, ale co my w końcu mądrego robimy...
Na Mszanie latanie było jak zwykle "do bólu" z tym, że "spiralki" robiłem już trochę dalej na przedpolu informując przez radio "Panowie to nie jest komin - nie podchodzić" :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz