Po wylataniu się jak bąk w sobotę, niedziela miała być "techniczna", tym bardziej, że poranek wstał mroźny, zamglony a i prognozy nie były na 100%. Jak zwykle odpaliłem skeypa i widzę, że jednak załoga nie odpuszcza i na latanie, na Mszanie szykuje się mocna ekipa. Więc może i ja?? Nieśmiało pytam Teśkę i jest decyzja - jedziemy!
Wrzucam info na skeypa, że mam wolne miejsce no i ............ się zaczęlo:
Witold : Wacek, ty jedziesz na Mszanę ? to ja dla bezpieczeństwa na Cergową
Michał :) heheheh
Michał : dobre
Michał : niebo jest za małe na was dwóch
Witold : chyba że wprowadzimy zakaz akrobacji na Mszanie
Michał : eeee bez sensu, poprostu Cię wcześniej nie widział
Wacek: SOORKi - przepraszałem przez radio
i tak dalej i tak dalej........
Ale mają rację - po prostu poprzedniego dnia ćwiczyłem sobie " spiralki" na przedpolu. Witek, który był niżej, na początku myślał, że złapałem jakiś komin i zaczynam wykręcać, podleciał dołem. Miałem go od strony słońca i początkowo nie zauważyłem - dopiero gdy w kolejnej zwitce przeleciałem obok prawie dotykając stabila uświadomiłem sobie co zaszło :). Mądre to nie było, ale co my w końcu mądrego robimy...
Na Mszanie latanie było jak zwykle "do bólu" z tym, że "spiralki" robiłem już trochę dalej na przedpolu informując przez radio "Panowie to nie jest komin - nie podchodzić" :)
Odwiedzili mnie :)
poniedziałek, 11 października 2010
sobota, 9 października 2010
Jesienna terma
![]() | |
Lot na XCC |
![]() | |
Piachu mimo iż przeważony z trudem przebija się do przodu |
Masakra - jestem w szoku, przecież to prawie połowa października. Obok przelatuje Misiek z Kastą w tandemie, robią fotki ale jak sie potem okaże to nie fotki tylko filmy a i tak niewiele tego jest bo aparat........zamarzł :). Szydzą ze mnie bo ich tandem jest faktycznie niesamowicie szybki - aby utrzymać się z nimi muszę zdecydowanie depnąć "spida". Po godzinie jest mi już zimno - zgłaszam przez radio że kończę i idę do lądowania, tym bardziej, że Harcerz siadł gdzieś na końcu grani i chce żeby go przywieźć. Wychodzę na przedpole i kręcę pseudo spiralki żeby wytracić wysokość. Summit jak zwykle chodzi jak muł - to jednak nie jest skrzydło do wygłupów. Zephyr do takiej zabawy był o niebo lepszy. On sam kręcił jak sie go nie przytrzymało. Nad glebą trafiam komin - fajniutki - szkoda to odpuścić więc dokręcam do 1100 m npm. No cóż - nie pojadę po Harcerza, trzeba coś zrobić z tą wysokością. Po następnych kilkudziesięciu minutach "wymiękam" - jednak to nie lato i już jest zimno, szczególnie w górze. Po chwili siadam obok Relaksa. Składamy się i do domku - fajnie było, piękna terma na koniec, przepraszam - początek sezonu :)
poniedziałek, 4 października 2010
Niedziela na Lendaku
Widok z lądowiska - na horyzoncie Łomnica |
O 6.30 podjechał "relaksobus" i jedziemy po chłopaków. Przed Niebylcem czekają już Harcerz, Tomek i Tołdi.
Droga mija błyskawicznie, Relaks umila ją nam opowieściami i ludową muzyką. Na miejscu czekają już Witek, Piotrek i paru innych znajomych. Niedługo prawie cały team jest już na startowisku, dojeżdża bowiem Prezes z Piachem i "nowym nabytkiem" (ładny).
Jest mocno - na starcie wieje w porywach 6-8 m/s. Co prawda lata dwóch czy trzech "straceńców" w tym Maniek ale......
Na starcie robi się coraz ciekawiej - startują (lub próbują to zrobić) kolejni piloci. Widok niesamowity, jedni przodem inni tyłem, na połówkach skrzydła itp. masakra. W końcu i ja widząc, że nikt z bornów się nie kwapi do startu, odpalam. Jest przyzwoicie. Da się latać choć faktycznie jest mocno. Nosi i kominy nawet po 3 m/s są wszędzie. Po wykręceniu się wysokie Tatry wydają się być w zasięgu ręki choć przeskok na nie z uwaga na mocny wiatr może być ryzykowny. Z tyłu widać Trzy Korony. Mam wrażenie, że gdyby odejść z kominem powinny być osiągalne bez większego problemu. Nie decydujemy się jednak na odejście choć z Tomkiem nawet mieliśmy ochotę :) Brakło jednak koordynacji - jak on miał ochotę na odejście ja byłem daleko na przedpolu i odwrotnie.
Lendak - miasteczko czy też może wioska w całej okazałości |
Subskrybuj:
Posty (Atom)